Od razu zaznaczam – to wczesny dostęp, więc spodziewajcie się brakujących mechanik i okazjonalnych błędów. Mnie jeden z takich błędów niestety uniemożliwił dalszą rozgrywkę, więc jeśli zdecydujecie się na ten tytuł warto wyrobić sobie nawyk częstego, ręcznego zapisywania gry.
Przejdźmy teraz do sedna. Hotel Galactic oferuje nam dwa tryby rozgrywki – fabularny i tzw. piaskownicę. Mamy do wyboru kilka języków, w tym polski, który serdecznie polecam, bo przysparzał mi wielu momentów radości. To produkcja z gatunku „przytulne zarządzanie", z typowymi dla tego rodzaju gier mechanikami – tworzenie przedmiotów, rozbudowa, trochę agrokultury. Do tego musimy obsłużyć hotelowych gości w restauracji i dbać o czystość oraz świeże pościele. Wszystko to robimy wydając polecenia pracującym w hotelu antropomorficznym stworkom. My za bardzo miotły w ręce nie weźmiemy, bo jesteśmy duchową istotą, która może tylko wydawać polecenia i, ewentualnie, przenieść pracownika z jednego miejsca na drugie. Każde stworzonko ma swoje mocne i słabe strony, choć przyznam, że nie zauważyłam ogromnych różnić w sposobie w jaki wykonują swoje obowiązki. Kolejne mechaniki i elementy możemy odblokowywać w badaniach, a drzewko technologiczne jest naprawdę imponujące, co słychać w mojej reakcji na żywo.
Tempo rozgrywki jest raczej odprężające, choć na początku powiedziałabym, że ślamazarne. Gdzieś w pierwszej godzinie następuje zawieszenie, czar estetyki już nam trochę minął, a rozgrywka nie rozkręciła się jeszcze na tyle, żeby nas wciągnąć. Potem jest już zdecydowanie lepiej, więc nie zniechęcajcie się powolnym wstępem.
A propos estetyki, galaktyczny hotel wygląda pięknie. Stylizowana grafika, która wzoruje się na filmach studia Ghibli jest rzeczywiście mocną stroną tytułu. Czuć też ducha Planety Skarbów – widać to zarówno w podniebnych statkach i w niektórych postaciach (tutaj puszczam oczko do Pani Kapitan Zadziornej Łapy). Studio deklaruje też na samym wstępie, że nie używało AI, za co kłaniam się nisko i piórkiem mego kapelusza odkurzam hotelowe podłogi.
W trybie fabularnym mamy okazję poznać kilka najważniejszych postaci, które wraz z naszymi postępami w odbudowie hotelu będą się coraz bardziej przed nami otwierać. To dotychczasowi pracownicy – podekscytowany kelner i jego syn oraz markotny kucharz, a także właściciel – Gustav. Od razu przyznaję – niezbyt polubiłam Gustava. Jest duchem, umarł dawno temu, hotel chylił się ku upadkowi już za jego życia, a teraz, zamiast przekazać go w ręce swoich, całkiem rozgarniętych, pracowników szwenda się markotnie wśród pajęczyn i kurzu. Chciałabym wierzyć, że to celowy zabieg twórców, subtelny komentarz na temat kurczowego trzymania się własności, którą wolimy widzieć w ruinie i, nawet po śmierci, nie być w stanie przekazać jej w bardziej odpowiednie ręce. Nasza rola jest w tym zupełnie przypadkowa, ot przypałętał się jakiś duszek, niech spróbuje coś zrobić.
Inne postaci zdecydowanie nadrabiają wdziękiem, choć początkowo rzadko mamy okazję rozmawiać z nimi na tematy pozahotelowe.
Jeśli szukacie czegoś na spokojny wieczór z herbatką to myślę, że warto Hotel Galactic obserwować. Ja miałam nadzieję na trochę więcej głębokiej treści pod przykrywką odprężającego zarządzania, biorąc pod uwagę inspirację kultowymi japońskimi filmami. Jest to jednak tytuł z dużym potencjałem, żeby pozytywnie narozrabiać w przytulaśnych grach. Jeśli do premiery poprawione zostaną błędy techniczne to myślę, że 7/10, a za wyraźny sprzeciw wobec AI dam 7,5/10.