Gracze od dawna czekają na nową odsłonę flagowca Microsoftu. Droga do tego jeszcze dość daleka, ale ci którzy miło wspominają jedynkę, bądź za nią tęsknią, albo nawet nigdy nie grali i chcą się przekonać o co ten szum, trochę mogą sobie umilić ten czas właśnie sięgając po pierwszą odsłonę przygód Marcusa Fenixa, który musi dołożyć własną cegiełkę do ratowania tego, co zostało ze znanego nam świata.
Ludzkość znalazła się w odwrocie, kiedy spod ziemi zaczęły wyłazić potwory zabijając i niszcząc wszystko, co spotkają na swojej drodze. Nasz bohater to oczywiście ostatnia nadzieja, która siedzi za kratami, ale że tylko on jest taki twardy, to go wyciągają, żeby pozabijał sobie trochę potworów, bo tylko on tak ładnie umie. A umie naprawdę ładnie. Mimo upływu lat i niemal niezmienionej mechaniki rozgrywki Szarańcze padają jak muchy. Rozbryzgują się, dramatycznie przewracają, giną rozcięci piłą mechaniczną wbudowaną w karabin. A może to karabin wbudowany w piłę? Trudno powiedzieć.
Prezentuje się to wszystko... przyzwoicie. Ładnie chwilami. Tu też nie mam jednoznacznej opinii, bo gra od początku stawiała na efekt takiego przyćmienia i przygnębienia. Szarości. Oczywiście widać różnicę między Gearsami a współczesnymi produkcjami, ale w końcu to remaster. I powiem Wam, że im dłużej grałem i przypominałem sobie pierwsze chwile z tą produkcją jeszcze na "360tce" tym ta oprawa nabierała kolorów. Nie dosłownie, bo nadal była szara i przygnębiająca, po prostu wydawała mi się coraz bardziej współczesna.
Żeby nie było tak różowo, bo jest szaro, to oczywiście, że nie wszystko mi pasowało. Ostatecznie pierwowzór ma na karku prawie 20 lat i wypadałoby trochę jednak go dostosować do współczesnych realiów. Walka chwilami była zbyt sztywna, wiecie o co chodzi. Niby to nasz bohater celuje, ale upadek potwora zdaje się nie mieć z tym nic wspólnego, przeciwnicy bywają niemiłosiernie tępi, a kumple, którzy nas wspierają równie przydatni co worek mąki w wytapianiu żelaza. Plusem za to jest pięć dodatkowych epizodów, których nie było w oryginale.
Oczywiście, że piłowało się Szarańczę rozkosznie, strzelało cudownie, chowało za przeszkodami bardzo przyjemnie, ale ta gra zasługuje na więcej. Jeśli nie na (jeszcze) kolejną część, to dobrze byłoby zobaczyć solidny remake. Choć - przyznaję - miło było oderwać się tutaj od szarej rzeczywistości. W szarej nierzeczywistości.