I, szczerze mówiąc, gdyby spojrzeć na tę produkcję pobieżnie, gdzieś przy okazji, to można zobaczyć obraz produkcji w ruchu wyglądającej dobrze - widać to zresztą po trailerze, który naprawdę może zachęcić do zabawy, prezentując kilkudziesięciosekundowe wyrywki z rozgrywki na dwuwymiarowej planszy. Plus ten jakże przyjemny efekt trójwymiarowego tła, nadający tej platformowej rozgrywce w Castle of Heart: Retold wizualnego rozmachu. Natomiast, gdy chwycimy pada do rąk, okaże się, że tak jak pokonywanie kolejnych plansz jest niczego sobie doświadczeniem, to raczej z tych krótkich. I, powiedzmy, nieco jednak monotonnych. Choć z drugiej strony widać starania twórców, żeby rozgrywkę urozmaicać.
Trzeba jasno napisać, że w przypadku określenia najważniejszego punktu do oceny Castle of Heart: Retold, zahaczamy o trudno definiowalne pojęcie: jakie odczucie daje rozgrywka? Wszak w platformówki gramy od lat 80-tych: a jedne dają ogromną frajdę, inne już nie tak wielką. W przypadku Castle of Heart: Retold jest w porządku, ale bez szału.
Oczywiście, w recenzji takie stwierdzenia brzmią trochę mało konkretnie, ale w sumie do tego, czyli próby oceny przyjemności płynącej ze skakania i machania bronią sprowadza się ocena tej polskiej produkcji. Bo fabuła jest szczątkowa, co w gatunku nie jest niczym niespotykanym, ale wtedy całą uwagę musisz poświęcić samej rozgrywce. I nic nie zastąpi doświadczenia jej. W teorii wszystko się zgadza, na ekranie wygląda. Ale, gdy biegasz i skaczesz z tym mieczykiem, to masz wrażenie, że jakby odrobinę nieco niezdarne to było. Przy czym, żeby też była jasność - kontrolując postać, raczej nie ma sytuacji "przecież wcisnąłem, a nie skoczył". A przynajmniej z niczym takim się nie spotkaliśmy. Czas spędzony na przemierzaniu kolejnych plansz mijał przyjemnie, choć może także i dlatego, że dla bardziej doświadczonego gracza zręcznościowe wyzwania i wyjaśnianie hord przeciwników - także bossów - nie powinno być większym wyzwaniem.
Jak wieść niesie, pierwsza wersja Castle of Heart choć może w ocenach serc graczy nie pobiła, to gdy cena spadła do kilku złotych, tak sprzedaż zaczęto liczyć w dużych jak na niezależną produkcję liczbach. I można by tu widzieć analogię, jaki los może spotkać gruntownie odnowioną, właśnie opisywaną wersję z dopiskiem Retold. Projekty poziomów są poprawne, urozmaicenia w rozgrywce są, walki nie stanowią wielkiego wyzwania, po kilku godzinach doświadczony gracz zobaczy napisy końcowe. Ale chyba nie będzie miał wrażenia, że to był stracony czas. Z drugiej strony, w tym gatunku można by wskazać wielu bardzo poważnych konkurentów. Gdyby gracze, tak jak my, dostali po prostu tę produkcję do zabawy, to nawet i z mocno naciągnięte 7 na 10 można by wystawić. Ale, oczywiście, jednak najpierw trzeba Castle of Heart: Retold kupić. I tu zaczynają się schody. Jak stanieje (choć i tak nie jest to gra droga obecnie), na sympatyczne spędzenie niedługiego czasu przed ekranem jednak przecież się nada.
Ocena: 6,5/10