Nie jesteście w stanie kłamstwami, podróbkami i pomówieniami zmienić faktów - tak Lech Wałęsa na swoim blogu skomentował zabezpieczone przez prokuratorów IPN dokumenty dotyczące TW Bolka, znalezione w domu generała Czesława Kiszczaka.
- Życie przyzna mi rację - podsumował na blogu były prezydent.
We wtorek wieczorem prokuratorzy IPN-u weszli do mieszkania Kiszczaka, z którego wynieśli kilka kartonów dokumentów. Nie wiadomo, co zawierały. W środę pracownicy Instytutu rozpoczną ich badanie.
Były współpracownik Wałęsy Andrzej Milczanowski sprawy nie przesądza i stwierdza, że "wszystko jest możliwe". Minister spraw wewnętrznych w latach 90. zaznacza jednak, że zabezpieczone akta trzeba najpierw zweryfikować.
- Wszystko jest możliwe, ale na początku trzeba stwierdzić autentyczność lub brak autentyczności tych dokumentów. Później przyjdzie czas na komentarze - uważa Milczanowski.
Lech Wałęsa wielokrotnie zaprzeczał, by to on był Tajnym Współpracownikiem "Bolkiem". W 2000 roku sąd lustracyjny orzekł, że były prezydent złożył prawdziwe oświadczenie. W ubiegłym miesiącu miała się odbyć debata na temat przeszłości Wałęsy, w której poza nim samym miały wziąć udział osoby, które uważają, że współpracował ze służbami PRL. Debatę jednak odwołano, bo zaproszeni goście nie doszli do porozumienia w sprawie reguł dyskusji.
- Dokumenty, które przechowywała wdowa po Czesławie Kiszczaku, mogą być autentyczne - tak ocenia z kolei profesor Antoni Dudek z Instytutu Pamięci Narodwej.
W ogólnopolskich mediach powiedział, że notatka dotycząca spotkania z tajnym współpracownikiem wydaje się autentyczna. Dodał, że przypomina inne raporty tego rodzaju, które znajdują się w zbiorach IPN-u. Zaznaczył, że wdowa po generale Kiszczaku wykazała się "skrajną nieznajomością przepisów", bo przechowywanie takich dokumentów jest nielegalne.