Niemiecka kanclerz Angela Merkel odwiedziła Chemnitz, by uspokoić napiętą atmosferę w mieście. W sierpniu doszło w Chemnitz do zamieszek po tym, gdy dwóch emigrantów zabiło niemieckiego obywatela.
- Emocje i podekscytowanie jestem w stanie zrozumieć, jednak z drugiej strony nie mogą one usprawiedliwiać dokonywania innych przestępstw kryminalnych. W państwie prawa wymierzanie sprawiedliwość musi pozostać w rękach policji - powiedziała.
Jej zdaniem, w 2015 roku błędem nie było otwarcie granic dla uchodźców, lecz brak odpowiedniego zainteresowania się narastającym kryzysem w Afryce.
- Oczywiście, że masowy przypływ do nas dużej ilości uchodźców był dla nas wielkim wyzwaniem. Ten błąd, który zrobiliśmy nie może się powtórzyć, ale błędem nie było wpuszczenie uchodźców; błędem było to, że zbyt mało się nimi interesowaliśmy - oceniła kanclerz Niemiec.
Większość mieszkańców Chemnitz nie była usatysfakcjonowana odpowiedziami Angeli Merkel. Część z nich pytała kanclerz, czy czuje się winna - jak mówili - obecnego chaosu w kraju.
- Pani kanclerz, tu chodzi o odpowiedź na chaos, jaki powstał w Niemczech po słowach "damy radę". I po dwóch latach pani ponownie mówi, że nie wie, co zrobiła źle. Wszyscy ludzie czekają, że pani - jako nasza kanclerz - powie: tak zrobiłam błąd, my zrobiliśmy błąd i teraz musimy to bardzo szybko poprawić. Dwa lata za późno - mówiła jedna z mieszkanek miasta.
Podczas rozmowy kanclerz z mieszkańcami protestowało ponad 3 tys. przeciwników polityki otwartych drzwi. Demonstranci żądali dymisji Angeli Merkel i natychmiastowego zamknięcia dla migrantów niemieckich granic.
- Emocje i podekscytowanie jestem w stanie zrozumieć, jednak z drugiej strony nie mogą one usprawiedliwiać dokonywania innych przestępstw kryminalnych. W państwie prawa wymierzanie sprawiedliwość musi pozostać w rękach policji - powiedziała.
- Oczywiście, że masowy przypływ do nas dużej ilości uchodźców był dla nas wielkim wyzwaniem. Ten błąd, który zrobiliśmy nie może się powtórzyć, ale błędem nie było wpuszczenie uchodźców, błędem było to, że zbyt mało się nimi interesowaliśmy - oceniła kan