Bez zgody Służby Bezpieczeństwa PRL i bez wiedzy cenzury. Tak wyglądała "dzika sesja" zespołu "Dezerter" w studiu firmy Tonpress w 1986 roku. Nagrań - w pełni nielegalnie - dokonano na warszawskim Wawrzyszewie.
Dwa dni temu - po 36 latach - utwory te oficjalnie ujrzały światło dzienne. Zespół udostępnił je w postaci płyty "1986, co będzie jutro".
Dwa dni temu - po 36 latach - utwory te oficjalnie ujrzały światło dzienne. Zespół udostępnił je w postaci płyty "1986, co będzie jutro".
O kulisach sesji w magazynie "Trochę Kultury" opowiadali Robert Matera i Krzysztof Grabowski.
- "Realizacja tych nagrań mogła skończyć się nawet aresztowaniem" - przyznaje po latach gitarzysta i wokalista zespołu Robert Matera. - "Były to czasy, kiedy studiów nagraniowych w Polsce w czasach komunistycznej gospodarki planowej, było kilka. Wszystkie były pod zarządami państwowymi. Poza tym, że nie było zgody na takie nagrywanie, to też nie było mowy o podstawowym obowiązku, który wówczas był przy nagraniach, czyli o cenzurze. To było poza wiadomością, wiedzą i ingerencją".