To niedemokratyczna decyzja, a Grzegorz Napieralski jest z innej bajki - tak niedoszły kandydat PO na senatora komentuje odebranie mu miejsca
i przyznanie go byłemu liderowi SLD.
i przyznanie go byłemu liderowi SLD.
Jak mówi, wiadomość przyjął z przykrością, bo zakładał PO w swoim powiecie i od lat dla niej pracuje. - Jeśli okazałoby się, że zamieniono mnie na innego członka Platformy, to jest to normalne. Jest nas wielu i muszą zostać najlepsi, ale to nie jest człowiek z mojej bajki i nie jest to człowiek z bajki wielu moich kolegów z Platformy - przyznał radny.
Według Łąckiego, Napieralskiemu zależy na mandacie, bo żyje z polityki. Radny zaznacza, że on prowadzi firmę, a w Senacie chciał pracować dla wyborców. Dlatego nie rozumie decyzji władz partii.
- Myślę, że pani premier weźmie osobistą odpowiedzialność za wynik pana Napieralskiego w tym okręgu, a ewentualnie jak uda mu się zdobyć mandat, w co ja teraz nie wierzę, to weźmie odpowiedzialność za ewentualną dalszą współpracę pana Napieralskiego w ramach klubu Platformy Obywatelskiej - stwierdził Łącki.
Mimo żalu Artur Łącki zostaje w PO. Zamierza jednak napisać do premier Ewy Kopacz, co sądzi o tej decyzji.