"Wpuśćcie nas do pracy! Wpuśćcie nas do domu!” - pod tym hasłem odbędą się w piątek protesty na polsko-niemieckiej granicy.
Nie możemy pojechać do pracy, opiekować się mieszkającymi w Szczecinie rodzicami. Jesteśmy bezradni - przyznaje mieszkający od kilkunastu lat w przygranicznym Rosow, Radosław Popiela.
- Nie mamy możliwości dojazdu do pracy, do rodziny... Ten lock down całkowicie paraliżuje Polaków mieszkających po niemieckiej stronie granicy - podkreślił Popiela.
W sprawie zmiany przepisów, do polskiego rządu pisma skierowały już zarówno władze przygranicznych niemieckich landów, jak i polscy samorządowcy. O zmianę zasad zabiega również polski prezydent Euroregionu Pomerania, Krzysztof Soska.
Niestety Warszawa nas nie słyszy - uważa Marta Szuster, organizatorka protestu na przejściu granicznym w Rosówku, radna gminy Mescherin.
- Warszawa nie słyszy i Warszawa absolutnie nie rozumie pogranicza. Zawsze mówię o tym głośno: większość osób nie mieszkających na pograniczu nie rozumie, w jaki sposób tutaj się żyje, nie rozumieją, że dla nas te granice nie istnieją - tłumaczy Marta Szuster.
Do pytań związanych z sytuacją pracowników transgranicznych odniósł się we wtorek na facebooku premier Mateusz Morawiecki.
Zapowiedział, że zobowiąże wojewodów, żeby w trybie pilnym postarali się wypracować rozwiązania w tej sprawie.
Protesty odbędą się niemalże na wszystkich przejściach po niemieckiej stronie granicy. Może wziąć w nich udział maksymalnie 20 osób.
Więcej na ten temat magazynie "Radio Szczecin na Wieczór" po godzinie 20.