Radio SzczecinRadio Szczecin » Polska i świat
Autopromocja
Zobacz
Reklama
Zobacz
Reklama
Zobacz

Fot. Łukasz Szełemej [Radio Szczecin/Archiwum]
Fot. Łukasz Szełemej [Radio Szczecin/Archiwum]
Była to największa katastrofa morska w powojennej historii Polski - zginęło 55 osób. O 18.00, w kościele pod wezwaniem świętego Jana Ewangelisty w Szczecinie, odbędzie się msza święta w intencji ofiar.
Dodatkowo, tak, jak w latach poprzednich, załogi promów płynących do Szwecji zrzucą w miejscu katastrofy okolicznościowe wieńce. Do tego w południe, na Placu Rybaka w Świnoujściu, pod pomnikiem ,,Tym którzy nie powrócili z morza" zostaną złożone kwiaty.

Tragedia wydarzyła się nad ranem, w czasie rejsu ze Świnoujścia do Ystad, u wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia, przy szalejącym wietrze. W pierwszych godzinach po zatonięciu promu udało się uratować dziewięć osób, później nie odnaleziono już nikogo żywego.
Ocalały z katastrofy Jerzy Petruk, który na Heweliuszu był motorzystą, po latach wspominał, że były chwile, kiedy wątpił w to, że wróci do domu.

- W tym momencie, jak zobaczyłem akcję ratowniczą, jak jest prowadzona, to zwątpiłem czy uda mi się wyjść z tego, ale na szczęście następny śmigłowiec, który dotarł do nas, wyciągnął nas, którzy tam jeszcze byli żywi w tratwie - relacjonował Petruk.

Ochmistrz Edward Kurpiel wspominał dramatyczne chwile zanim jednostka poszła na dno.

- Drzwi przywalone drugimi drzwiami jeszcze z łazienki. Mówię sobie - jak ja wyjdę stąd, jakbym w trumnie już był. A przechył następuje, słychać łomot, jak tam coś odpada, coś się wywraca, słychać niesamowity rumor - opowiadał Kurpiel.

Przyczyny zatonięcia promu badały trzy Izby Morskie: szczecińska, gdyńska i odwoławcza.
Po 6 latach zapadło orzeczenie, w którym zawarto sformułowanie, że Jan Heweliusz nie był zdatny do żeglugi. Odpowiedzialnością za tragedię obarczono jednocześnie: armatora, Polski Rejestr Statków, administrację morską, a także załogę, w tym kapitana promu.
Wrak Heweliusza wciąż leży na dnie Bałtyku.
- W tym momencie, jak zobaczyłem akcję ratowniczą, jak jest prowadzona, to zwątpiłem czy uda mi się wyjść z tego, ale na szczęście następny śmigłowiec, który dotarł do nas, wyciągnął nas, którzy tam jeszcze byli żywi w tratwie - relacjonował Petruk.
- Drzwi przywalone drugimi drzwiami jeszcze z łazienki. Mówię sobie - jak ja wyjdę stąd, jakbym w trumnie już był. A przechył następuje, słychać łomot, jak tam coś odpada, coś się wywraca, słychać niesamowity rumor - opowiadał Kurpiel.
Zginęło 55 osó, udało się uratować 9 osób załogi. Była to pierwsza katstrofa polskiego promu w której zginęli wszyscy pasażerowie.

Najnowsze Szczecin Region Polska i świat Sport Kultura Biznes

Reklama
Zobacz
Autopromocja
Zobacz

radioszczecin.tv

Najnowsze podcasty